Pandemia koronawirusa, która rozlała się na świecie wiosną 2020 r., niewątpliwie ma swoje bardzo istotne uwarunkowania związane z przedmiotem badań geografii. Cechą szczególną każdej choroby zakaźnej jest bowiem jej rozprzestrzenianie się, czyli tzw. transmisja lokalna. Ponieważ koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się między ludźmi drogą kropelkową, rozwój pandemii jest ściśle związany z modelami kontaktów społecznych. Te zaś zależą zwłaszcza od środowiska przyrodniczego (np. klimatu, orografii, hydrografii), struktury osadniczej i zagęszczenia ludności, poziomu rozwoju społecznego (higiena, świadomość epidemiologiczna), stylów życia (w tym zwłaszcza modeli mobilności społeczno-gospodarczej), a wreszcie od podejmowanych prób walki służb państwowych, samorządowych itd. z w celu ograniczenia wirusa i choroby. W każdym z tych uwarunkowań można doszukiwać się kolejnych związków przyczynowo-skutkowych, w których z punktu widzenia geografii kluczowa jest fizyczna, geodezyjna przestrzeń i relacje między elementami w niej występującymi.
Rozprzestrzenianie się choroby zakaźnej jest procesem skomplikowanym i złożonym, tym niemniej nauka dostarcza wielu badań o prawidłowościach tej dyfuzji, co pozwala często na efektywne ograniczanie wzrostu epidemii na danym obszarze. Do podstawowych sposobów należy ograniczanie kontaktów społecznych, w tym związane z zakazem swobodnego przemieszczania się. Jeśli środki tego typu zastosowane są stosunkowo wcześnie i konsekwentnie, krzywa zakażeń w czasie staje się bardziej spłaszczona i odpowiednie służby mają więcej czasu na przygotowanie się do walki. Jednak ograniczenie działalności w dłuższym czasie grozi poważnymi stratami ekonomicznymi w wielu branżach. Dlatego kluczowe jest umiejętne wyważenie siły wprowadzanych obostrzeń w kontaktach społecznych w stosunku do realnego niebezpieczeństwa epidemiologicznego i generalnie zdrowotnego ludności.
Geografia koronawirusa a geografia medyczna
W sukurs temu problemowi przychodzi geografia medyczna oraz narzędzia związane z analizą przestrzenną dyfuzji zakażeń i zróżnicowania innych wskaźników, związanych z epidemią. Z jednej strony są to dane „wejściowe” o chorobie (zgony, wyleczenia, struktura biologiczna pacjentów itp.), a z drugiej – środowisko lokalne, identyfikowane przez takie cechy środowiska geograficznego (naturalnego i antropogenicznego), jak zwłaszcza istnienie naturalnych i sztucznych barier lub elementów ułatwiających przenoszenie zarazków. Mogą to być np. rzeki, utrudniające kontakty lub wysoka gęstość zaludnienia, z kolei sprzyjająca przenoszeniu się wirusa.
Tyle mówi teoria, a jak to zwykle bywa, praktyka często od niej się różni, nawet znacząco. Aby ocenić zgodność rozprzestrzeniania się ze znanymi modelami teoretycznymi (np. ekologicznego modelu płatów i korytarzy) konieczne jest posiadanie szczegółowych danych o wystąpieniach zakażeń w czasie i przestrzeni. W przypadku koronowirusa w Polsce najbardziej szczegółowe dane (stan na 1 czerwca) dotyczą jedynie powiatów i są gromadzone społecznym wysiłkiem grupy internetowej pod przewodnictwem Michała Rogalskiego (https://bit.ly/covid19_powiaty). Danych według gmin, a tym bardziej według punktów adresowych dla całego kraju nie ma, a dopiero takie informacje pozwoliłyby na bardziej wyczerpującą analizę.
Równocześnie przytłaczająca większość analiz o rozprzestrzenianiu się wirusa SARS-CoV-2, które ukazują się w mediach, pomija ten ważny aspekt geograficzny, a jeśli już, to niestety zawiera błędy. Stąd też cele tego krótkiego i popularnego artykułu są dwa: poznawczy i edukacyjny. Cel poznawczy to pokazanie, że nawet przy tak sformatowanych danych powiatowych da się stosunkowo wiele powiedzieć o dotychczasowym charakterze dyfuzji koronawirusa w Polsce i że na tej podstawie można próbować wyciągać wnioski prognostyczne. Natomiast cel dydaktyczny to uświadomienie czytelnikom tego tekstu niezwykle dużych zróżnicowań natężenia epidemii w Polsce w przestrzeni, tj. w lokalnych układach terytorialnych. Pokazywane dane o zróżnicowaniach, najczęściej według województw, dotyczą bowiem zbyt dużych jednostek terytorialnych, aby na ich podstawie wnioskować o „geografii” wirusa, a po drugie są prezentowane błędną metodą (wartości bezwzględne o liczbie stwierdzonych przypadków pokazywane są najczęściej intensywnością barwy, co jest zafałszowaniem faktycznego stanu wskutek różnic powierzchni i liczby ludności).
Mapy dyfuzji koronawirusa
Biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania, na kolejnych mapach przedstawiono rozwój (dyfuzję) koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce w trzech przekrojach czasowych. Dane o liczbie stwierdzonych przypadków zaprezentowano dwoma metodami: kartodiagramu i kartogramu. Pierwsza jest poprawną dla prezentacji wartości bezwzględnych i informuje o koncentracji danego zjawiska, w tym przypadku potwierdzonych zakażeń. Druga metoda pokazuje, jakie jest „wysycenie” wśród ludności i jest to w zasadzie najważniejszy i najbardziej poprawny metodologicznie sposób oceny np. ryzyka zakażeniem się od innej osoby w tych samych warunkach kontaktów społecznych (te same wskaźniki dystansu społecznego, wzorców mobilności, częstotliwości kontaktów itp.). Na przykładzie tych trzech map, wykonanych według tych samych założeń (w tym z jednakową skalą) spróbujmy opisać podstawowe cechy rozwoju epidemii w Polsce.
Pierwsza mapa obrazuje stan z 8 kwietnia. Był to w zasadzie początek epidemii i z psychologicznego punktu widzenia bardzo trudny czas dla społeczeństwa. Na Polaków i ich rodziny spadły nagle silne obostrzenia, a w mediach dominował niezwykle katastroficzny przekaz, związany zwłaszcza z porównaniami z innymi najbardziej dotkniętymi krajami, jak np. Włochy i Hiszpania. Mogło się nawet wydawać, że niektórzy komentatorzy wręcz nie mogą się doczekać sytuacji, która właśnie przytrafiała się na oczach całego świata mieszkańcom większości krajów zachodniej Europy.
Co widać na mapie? Że na początku epidemii było kilka lokalnych zakażeń: na południe od Warszawy (rejon Radomia, Białobrzegów, Grójca), między Wrocławiem i Kaliszem, na wschód od Krakowa, w okolicach Kołobrzegu oraz w rejonie Bielska Podlaskiego. To tam zlokalizowani byli polscy „pacjenci zero”. Jeśli prześledzić doniesienia medialne, znaczna część stwierdzanych tam przypadków była związana ze szpitalami oraz domami opieki społecznej. Zwróćmy uwagę, jak silne są różnice w natężeniu: barwy zielone to poniżej 1 stwierdzonej osoby na 10 tys. populacji, a brązowe – powyżej 32. Występowała wówczas bardzo silna koncentracja zjawiska: w 19 powiatach (spośród 380 w Polsce) najbardziej dotkniętym zjawiskiem (tj. największym „nasyceniem” wirusa wśród ludności) koncentrowało się aż 25% wszystkich stwierdzonych przypadków.
Kolejna mapa jest datowana na 10 maja, a więc na dzień niedoszłych wyborów. Sytuacja polityczno-społeczna była jeszcze bardziej napięta, a epidemia, zamiast być stymulatorem społecznej solidarności i wzajemnej pomocy, stała się pożałowania godnym argumentem w sporach w związku z kampanią wyborczą, jak i samym terminem wyborów. Zobaczmy zatem, co się zmieniło w stosunku do stanu z 8 kwietnia, czyli nieco po ponad miesiącu. Otóż te lokalne bieguny, obserwowane w kilkunastu miejscach w kraju, wyraźnie rozlały się. Nastąpiło to dość równomiernie w południowo-zachodniej części kraju (województwo dolnośląskie, opolskie, śląskie, południowa część wielkopolskiego i mazowieckiego oraz podlaskiego). Na północy od powiatu kołobrzeskiego „zakaziły” się sąsiadujące gryficki i koszaliński, ale nie np. kamieński (co jest ciekawe). Co jednak najbardziej interesujące, w 17 powiatach najsilniej dotkniętych zarazą utrzymało się 1/4 stwierdzonych przypadków koronawirusa. Co to oznacza? Że wzrosty te mogły być związane z testami w tych jednostkach, co wynika ze „zwykłego” prawdopodobieństwa zakażenia się, kwarantanny itp. Znacznie ciekawszy jednak byłby wniosek o braku silnego rozwoju epidemii w innych powiatach, zwłaszcza na północy kraju. Niewątpliwie przyczyną tego były silne obostrzenia kontaktów społecznych oraz spadek przemieszczeń między odległymi od siebie regionami kraju. Nie działały „typowe” kanały przenoszenia, jak zwłaszcza komunikacja kolejowa oraz dalekobieżna samochodowa, nie było wyjazdów biznesowo-konferencyjnych itp.
Na trzeciej mapie widać najnowszy stan z 1 czerwca i jest on bardzo podobny do obrazu majowego. Widać tu, że w przeważającej liczbie powiatów epidemia dalej praktycznie nie rozwijała się, a poziom zakażeń ustabilizował się. Niewątpliwie jest to skutek wspomnianych obostrzeń, ale należy też postawić hipotezę, czy w społecznościach lokalnych nie istnieje swego rodzaju „naturalny” poziom zakażalności, który przy przestrzeganiu pewnych zasad, np. odpowiedniej higieny, przesądzałby o stopowaniu epidemii w czasie. Na trzeciej mapie koncentracja wirusa jest jeszcze silniejsza: 25% zakażeń dotyczyło już tylko 14 powiatów. Oznacza to również, że decyzja o silnym ograniczeniu swobody kontaktów spowodowała, że w „biegunach” epidemii na ogół nie nastąpiła eskalacja zjawiska.
Biorąc pod uwagę materiał przedstawiany na mapach z 10 maja i 1 czerwca, można stawiać szereg pytań i hipotez, związanych z czynnikami rozwoju epidemii. Widać wyraźnie, jak wzrost zakażeń w powiatach układa się wzdłuż tras komunikacyjnych, ale nie wszystkich. Dość wyraźny jest np. korytarz S8, biegnący od granicy z Czechami, przez Wrocław, Warszawę i dalej w kierunku Białegostoku. Wyraźny jest też korytarz S17 (Warszawa-Lublin). Ale za to brak jest innych ważnych tras, np. A2.
Z innych wniosków narzuca się brak silniejszego rozwoju wirusa w wielu silniej zagęszczonych aglomeracjach i większych miastach (szczecińska, rzeszowska, wiele miast powiatowych grodzkich) Widać też wpływ rzek jako barier – na przykład Bugu między powiatem siemiatyckim i łosickim czy Wisły na wielu odcinkach. Rozwój epidemii wydaje się być związany z wododziałami.
Uzupełnieniem tych analiz jest poniższy wykres, pokazujący koncentrację przestrzenną wykrytych zakażeń względem ludności. Okazuje się, że między 8 kwietnia a 10 maja nastąpiła dekoncentracja przestrzenna – co jest zrozumiałym i „podręcznikowym” zjawiskiem. Ale najciekawszy jest wniosek o ponownej koncentracji między 10 maja a 1 czerwca, który świadczyłby o równie „klasycznym” wygasaniu pandemii w populacji.
Niewątpliwie, zaprezentowany materiał może dostarczyć wielu innych wniosków, ale by je wiarygodnie formułować, potrzeba wyczerpujących i żmudnych analiz, związanych z technikami np. Systemów Informacji Geograficznej, autokorelacji przestrzennej i in. W niniejszym artykule jedynie zasugerowano niektóre uwarunkowania dyfuzji wirusa oraz zarysowano kierunki potencjalnych prac badawczych.
Co nas czeka?
Na podstawie znanego i udokumentowanego sposobu rozprzestrzeniania się epidemii można próbować przewidywać przyszłość w tym zakresie. Podstawowy wniosek jest taki, że na dużej powierzchni kraju nie doszło do masowych zakażeń lub miały one bezobjawowy przebieg. Statystyki wzrostu były „napędzane” stosunkowo małą liczbą powiatów, a więc i stosunkowo małej populacji. Z jednej strony jest to pozytywny wniosek, bo świadczy o celowości i skuteczności wczesnego ograniczenia kontaktów społecznych przez władze. Drugi pozytywny wniosek może być taki, że jeśli zakładać widomą jak dotychczas odporność zdrowotną Polaków (kluczowym argumentem jest obserwowana liczba zgonów na tle lat poprzednich i innych państw – w stosunku do realnej, a nie stwierdzanej liczby zakażeń), to mamy do czynienia z wygasaniem zarazy na większości terytorium kraju. Jednak to wnioskowanie można zbić kontrargumentem, że społeczeństwa tych słabiej zakażonych powiatów nie przeżyły jeszcze swojej „wysokiej fali” zachorowań. Aby to potwierdzić lub wykluczyć, należałoby przeprowadzić badania przesiewowe w wybranych powiatach tego typu na obecność przeciwciał (a nie tam, gdzie zakażonych jest dużo, robi się dużo testów i wykrywalność też jest wysoka). Kolejnym sposobem na wyjaśnienie jest porównanie umieralności w kwietniu i maju br. w podziale na powiaty, ale takich danych na bieżąco nie ma. Są to jednak na tyle ważne wątpliwości interpretacyjne i mają one tak doniosłe znaczenie dla przyszłości życia społeczno-gospodarczego kraju, że warto byłoby te dane wykorzystać, bo przecież gromadzone są na bieżąco w statystyce publicznej.
Przedstawione analizy wyraźnie zatem wskazują, że w polskim modelu rozprzestrzeniania się pandemii SARS-CoV-2 szczególne ważna i ciekawa jest geografia wirusa, rozumiana dwojako: jako opis przestrzennego różnicowania się zjawiska oraz jako sposób interpretacji tego i wyjaśniania. To ostatnie jest najbardziej twórcze, ale wymaga, jak wspomniano, żmudnych analiz, jak też posiadania jeszcze bardziej szczegółowych danych o zakażeniach, strukturze demograficznej pacjentów, czy śmiertelności (umieralności). Interesujące byłoby też porównanie rozprzestrzeniania się w tym czasie innych chorób zakaźnych, z grypą na czele.
Na zakończenie trzeba odnotować, że na uniwersytetach i mediach toczy się już gorąca debata, jak ma wyglądać świat po pandemii. Nie wchodząc w szczegóły tego niezwykle szerokiego, wielowątkowego już zagadnienia (od medycyny po geopolitykę), geografia od bardzo dawna – a być może nawet w całej jej nowożytnej historii, nie była w takim stopniu w „jądrze” tego typu dyskusji: jest to też szansa na rozwój tej dyscypliny. Najważniejsze wątki geograficzne, które pojawiają się w tej debacie, to kwestie mobilności przestrzennej oraz regionalnych i lokalnych modeli globalizacji (glokalizacji). W dyskusjach dominuje pogląd o konieczności rewizji dotychczasowej organizacji przestrzennej bardzo wielu aspektów życia społeczno-gospodarczego, począwszy od produkcji dóbr i usług (rynki pracy, łańcuchy produkcyjno-usługowe), poprzez ich dystrybucję (transport, magazynowanie, handel), a na edukacji oraz turystyce i rekreacji kończąc. Funkcjonuje już określenie „post-covid geographies”. Niewątpliwie, przeformułowania wymaga też nasze myślenie o wirusie, czy też szerzej o chorobach i egzystencji ludzkiej, gdyż to co dzieje się w związku i wokół ogłoszonej oficjalnie pandemii światowej, zależy w dużym (zbyt dużym) stopniu od wyobrażeń i subiektywnych, ale i narzucanych interpretacji.
W skróconej formie artykuł ukazał się na łamach Alma Mater – periodyku wydawanego przez Uniwersytet Jagielloński, pod tym samym tytułem: Geografia koronawirusa w Polsce.
Autor jest profesorem w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, jest też wiceprzewodniczącym Polskiego Towarzystwa Geograficznego, przewodniczącym jego Komisji Geografii Osadnictwa i Ludności oraz członkiem dwóch komitetów PAN (Badań nad Migracjami, Nauk Geograficznych i Przestrzennego Zagospodarowania Kraju). Zajmuje się geografią społeczno-ekonomiczną oraz gospodarką i planowaniem przestrzennym, w tym zagadnieniami migracyjno-demograficznymi, rozwojem miast i regionów, geografią stosowaną. Autor składa serdeczne podziękowania Panu Michałowi Rogalskiemu z zespołem, który gromadzi i udostępnia dane według powiatów.